Większość opiekunów (autorka także) mówi do swoich zwierząt. Zwracamy się do nich po imieniu, przywołujemy na jedzenie i pieszczoty, karcimy za niegrzeczne zachowania, zapraszamy do zabawy.
Nie zastanawiamy się przy tym, że używamy wobec nich naszego ludzkiego języka. Intuicyjnie zakładamy, że nas rozumieją, a one swoim zachowaniem często przekonują nas, że tak jest naprawdę. Czy rzeczywiście? A jeśli tak, to ile słów rozumie kot?
Zwierzę to nie biologiczna maszyna
Dziś jest dla nas oczywiste, że zwierzęta przeżywają różnorodne emocje, dysponują inteligencją, uczą się i potrafią rozwiązywać problemy, ba! niektóre gatunki (na przykład delfiny) posługują się własnym językiem. Nie zawsze tak było. Jeszcze dwieście lat temu o zwierzętach myślano po prostu jako o żywych urządzeniach, sterowanych instynktem, zdolnych jedynie do zachowań wrodzonych i stereotypowych, potrzebnych do przetrwania. Zmiany w postrzeganiu zwierząt rozpoczęły się od odkryć Karola Darwina i jego teorii ewolucji, która zniosła ostrą granicę między światem zwierząt i człowieka. W myśl tej teorii, człowiek to nie zupełnie odrębny, wyjątkowy byt, lecz jeszcze jeden gatunek zwierzęcia, efekt długiego procesu przemian, zwanego ewolucją. Oczywiście, nie zaszła wtedy natychmiastowa rewolucja w myśleniu o zwierzętach, ale kolejne badania naukowe potwierdzały to, co niektórzy przyrodnicy i miłośnicy zwierząt podejrzewali od dawna: zwierzęta czują i myślą, a ich zachowania są dużo bardziej skomplikowane niż odruchy biologicznych maszyn, za które je dotąd uważano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A co ty o tym myślisz?